Witam Państwa,
Wróciłem z wyjazdu do Rynu, jak możecie się domyślać. Postresowałem się, denerwowałem się, nawet miałem chwilkę odpoczynku. Teraz wróciłem na stare śmiecie i muszę powiedzieć, że tęskniłem za tym. A co się wydarzyło? O tym opowiada mój nowy utwór: Ballada o Ekspedycji Ryńskiej. Zapraszam!
Ballada o Ekspedycji Ryńskiej
Jak rok temu, wybrać się mieliśmy,
Do nowego miejsca, nieznanego.
Po tym, jak wetowałem Turcję czy Grecję,
Ostatecznie do Zamki w Rynie się wybraliśmy.
Przyjechaliśmy z przystankiem w Olsztynie,
Swoje pokoje przejęliśmy.
Ja z siostrą w 345, Rodzice w 343,
I od razu na basen się pchają.
Ja z Tatą zagraliśmy w bilarda,
Zakończyliśmy wynikiem 2:2,
Poszliśmy spać późno,
A rano wstać mieliśmy.
W Sobotę jesteśmy w restauracji,
Jemy śniadanie hotelowe.
Kiełbasa przeciętna, bułka smaczna,
Sytuację ratuje Sir Williams Earl Grey.
Jesteśmy w samochodzie, jedziemy,
Naszym celem Krutynia jest.
Oni chcą przepłynąć rzekę,
Mimo moich protestów.
Nasza stara miejscówka zlikwidowana,
Bo rezerwat samorząd utworzył.
Musieliśmy pod prąd płynąć,
I ogromnie się zmęczyłem wiosłowaniem.
Po powrocie do hotelu oddechu
W ogóle nie mieliśmy.
Od razu masaż nam przygotowano,
Mimo moich obaw i złych przeczuć.
Nigdy więcej, zgodnie moje ciało rzecze,
Ten masaż torturą był okropną.
Waliła masażystka i ból sprawiała,
Dlaczego ja - pytam się w duchu.
Spacer po Rynie wymyślili,
Więc poszliśmy tam.
W restauracji, gdzie poszliśmy,
Babka była okropna.
Wracaliśmy do hotelu,
I poszliśmy spać.
Miałem w duchu nadzieję,
Że jutro będzie lepiej.
Wstaliśmy wcześnie, aby zdążyć,
I wyjechaliśmy żwawo.
Przybyliśmy o czasie do Ełku,
Po kupieniu biletów do kolejki wsiedliśmy.
Przez 1,5 godziny kiełbasę i bułki jedliśmy,
Były bardzo w porządku.
Po powrocie przewodnik nam pokazał,
Lokomotywownię prosto z 1913 roku.
Zanim Ełk opuściliśmy,
Jeszcze rodzinę odwiedziliśmy.
Kuzyn mojej mamy, Adam Kordowski,
Pyszną herbatę nam zafundował.
Knajpę lokalną znaleźliśmy,
Piwo Rodzicom smakowało.
Kompot też był bardzo smaczny,
I to tyle, co mogę rzec.
Wróciliśmy do hotelu,
Gdzie wreszcie dech mogłem złapać.
Nawet przyjemnie było
Leżeć, martwiąc się o dzień następny.
Tym razem mogliśmy spać,
Nawet bardzo długo.
Po śniadaniu Tata i Siostra chcą żeglować,
I nikt nie ma chęci im odmawiać.
Żaglówkę znaleźliśmy,
Wypływamy w wody.
Dlaczego muszę siedzieć w słońcu,
Ja wcale nie chcę żeglować!
W końcu flauta się pojawiła,
I mogłem odpocząć pod podkładem.
W końcu żeglarze to pojęli,
I do portu wróciliśmy.
Od razu na kręgle idę z Tatą,
A dziewczyny na basen pędzą.
Kręgle się psują,
I godzinkę dostajemy za darmo.
Najpierw jednak jednoczymy się,
Ruszając coś zjeść.
Tym razem restauracja z Soboty
Zostawia znacznie lepsze wrażenie.
Jeszcze godzinę z kręglami spędzamy,
bawiąc się doskonale.
Ja przegrałem, niestety Tata wygrał,
Ale za to wreszcie spać poszliśmy.
Już się spakowaliśmy i pędzimy do Bartoszyc,
Gdzie mamy wreszcie chwilę oddechu.
Dlaczego, oj dlaczego,
Nie chcieli odpoczywać właśnie tam?
Jeszcze tylko babkę zjemy u Babci,
I do domu wrócimy.
A ja tylko będę szczęśliwy,
Że królik dostał małą marchewkę.
I tak oto Ryn się skończył,
I wracamy do bazy.
Nigdy więcej kajaków i żagli,
I naprawdę będę szczęśliwy.
A wy, co to czytacie,
Mali, duzi, młodzi, starzy.
Odwiedźcie Ryn choć raz.
Zawieść was to miejsce nie zawiedzie.
Wiktor Kruk,
16.07.2024
Dziękuję za uwagę, zapraszam do konstruktywnej krytyki w komentarzach i do zobaczenia za tydzień,
Wiktor Kruk,
18.07.2024
PS. Ten wiersz jest moim 200 wierszem. Wznieście toast za to, abym napisał co najmniej sześć razy tyle!