piątek, 18 sierpnia 2023

Ballada o Ekspedycji Wiedeńskiej

Witam Państwa,

W tą niedzielę zobaczymy drugą rocznicę debiutu mojego bloga. Czas popłynął bardzo szybko. Pamiętam, jak się martwiłem, czy będę w stanie publikować i pisać. Jestem wdzięczny każdemu, kto przeczytał moje wiersze. Zaręczam się, że będę dalej pisał i pokazywał, co napisałem. Dlatego też dziś zobaczycie utwór, który jest relacją o mojej wyprawie do Wiednia, o której mówiłem tydzień temu. W nim pokazuję moje odczucia i relacjonuję, co zobaczyłem. Ballada o Ekspedycji Wiedeńskiej.

Ballada o Ekspedycji Wiedeńskiej


Akt 1


Dziś odcinek nietypowy, przyjaciele,

Na wyprawę was zapraszam.

Zmierzam do Wiednia dzisiaj,

Gdzie odpocząć ja mam.


Samolot ważył się opóźnić,

Jest najwyraźniej wściekły.

Lądujemy już Wiedniu,

Godzina już minęła?


Mimo straty orientacji kierunkowej

Z sukcesem w hotelu już jesteśmy.

Zaskoczony mocno jestem

Że jeszcze na kolację targają.


Po umyciu się w łóżku śpię,

Wiedząc, że czasu wiele nie ma.

Zasypiam pamiętając doskonale,

Jutro rollercoster na mnie czeka.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Akt 2


Wstaję raczej wcześniej,

W końcu trzeba zjeść śniadanie.

Schodzę już gotowy do posiłku,

Zjadając Kajzereczki z Wurstem.


W końcu schodzi reszta ferajny,

Zadowalając się jajkiem z bekonem.

Gdy śniadanie zostało zakończone 

W podróż naszą się wybieramy.


Do kościółka już przybyliśmy,

Ruprecht tamtejszym patronem jest.

Dziwi mnie bardzo mało to, że

„Geniusz” nie pozwala środka zwiedzać.


Potem idziemy dalej, naprzód,

Do katedry wreszcie dochodząc.

Jest wielka oraz pełna tłumów,

Dlaczego muszą być tam setki luda?


Po napoju na drugą stronę miasta idziemy,

Zwiedzić wioskę z pamiątkami.

Tata zły się naprawdę mocno zrobił,

Nikt nic bowiem nie zaplanował.


Poszliśmy więc do pokojów,

Żeby mógł Tata sobie spać.

Mamy jeszcze iść na kolację,

Tak mi mówili, jenerale.


I tu ja z przyszłości rzeczę,

Że już nam się tak udało.

Nikogo więc już nie dziwi,

Że i tak już się nam ostało.


Moje propozycje padły,

Oba obalone zostały.

W jednym mało miejsca,

Drugi miał już urlop.


Starsza pani nam pomogła,

Nawet po angielsku gadała.

Miłą knajpę nam wskazała,

Tuż obok jest kościółka.


Jedzenie tam smaczne było,

Sznycle bardzo polubione.

Ze smakiem tam zjedliśmy,

A napiwek u tej Pani został.


Wróciliśmy do hotelu,

Trochę okrężną drogą.

Tak po prawdzie, to zwyczajnie

Sobie zmieniliśmy zakręt.


Zaraz mycie i spanie,

W końcu historia się zakończy.

Zauważmy tylko skromnie,

Już za chwilę dzień jest trzeci.


Akt 3


Nikt niczego nie zrozumiał,

Ale i też nie pojął od razu.

Miałem zejść na śniadanie

Zrobiłem to, czekałem na resztę.


Inni się może w końcu zebrali,

Ale nie zajęło im to mało czasu.

Do siebie przybyć kazali,

Plan działania ustalić


Po tym, jak to zrobiliśmy,

Na miasto wyszliśmy,

Natychmiast shiny krzyczeli,

I spóźniliśmy się do celu.


Metrem do celu przybyliśmy,

Co mnie radym uczyniło.

Niby nic znaczącego, przyjaciele,

A jednak to znaczące było.


Schönbrunn zobaczyć mogłem,

25 minut lepsze niż nic.

Potem w ogrodach chwilę chodziliśmy,

By wrócić do metra i iść coś zjeść.


Po kolejnym spacerze w restauracji

Mamy ostatni obiad wiedeński.

Smaczny był, tyle dobrego powiem,

Gdyż chodzić siły nie mam.


Do hotelu wróciłem i odpoczywałem,

Zostałem na miejscu i leżałem.

Czekał mnie jutrzejszy lot,

Którego wcale nie lubiłem.


Zanim ktoś mnie spyta, 

Spać poszedłem wcześnie.

Nie było sensu leniuchować,

Gdy sen mocno mroczył.


Akt 4


Bardzo rano sobie wstałem,

By na samolot zdążyć.

Śniadanie było krótkie,

Bo samolot by nam uciekł,


Pociągiem na lotnisko dojeżdżamy,

By do samolotu wejść.

Wodę kupiliśmy z sukcesem,

Nareszcie w samolocie jesteśmy.


Wylecieliśmy z opóźnieniem,

Bo niektórzy spóźnili się.

Ale jesteśmy już w powietrzu,

I możemy wracać do domu.


Zanim wylądujemy podsumuję

Całą naszą wyprawę wiedeńską,

Jak na coś bez planu,

Sporo nawet zrealizowano.


Nie było wszystko super,

Niekiedy problemy się zjawiały.

Przypomniałem sobie już,

Dlaczego tak nie cierpię lotów.


Ale tak musiało być, przyjacielu,

Linia czasu musi być kontynuowana,

Bo prędzej czy później tak się stanie,

Że historia napisana się przedstawi.


A ja, lądując, zostawiam was z słowem,

Małym, nikłym, nieznaczącym.

Następnym razem, nie ważne jak,

NIE LECĘ WIĘCEJ SAMOLOTEM!


Wiktor Kruk

11.08.2023 / 13.08.2023


Dziękuję za uwagę, życzę sobie jeszcze napisania wielu postów na tego bloga, zapraszam do konstruktywnej krytyki w komentarzach i do zobaczenia za tydzień,

Wiktor Kruk,

17.08.2023

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Idioci

Witam Państwa, Można otworzyć korki od szampana, udało się! Jest nareszcie nowy wiersz. Krótki, ale jest. Tytuł to Idioci. Idioci Widzę, jak...